Już wiem skąd ten dzisiejszy sen z panem dyrektorem kręcącym z dezaprobata głową. To kręcenie na pewno miało być odpowiedzią na moje dzisiejsze małe słowne zakałapućkanie się.
Mimo tego, dobrze było- przynajmniej tak mi się wydaje. A nawet jeśli nie, to i tak miło było wysłuchać wszystkich tych komplementów- głód mojej próżności został zaspokojony;]
Wczoraj tak chwaliliśmy lubelskie mpk, a dzisiaj czekałam na przystanku w Lublinie 20 minut, bo dwie osiemnastki po prostu sobie nie przyjechały. O ironio losu, akurat wtedy, gdy tak bardzo mi się spieszyło... Na szczęście Blackfield w słuchawkach podziałał nadzwyczaj uspokajająco. Polubiłam ten zespół ;]
Efektem dzisiejszej wyprawy są: spuchnięte prawe ramie i ospałość spowodowana zwiększoną dawką leków. Zaczynam podejrzewać również, że powodują one nieuzasadnioną wesołość. Ciekawie.
A jutro wieczorem albo w sobotę rano wieś. Nie chce mi się, cholera naprawdę mi się nie chce. Wołałabym spędzić ten weekend w bardziej przyjemny sposób. I jeszcze tym to święto. Nie przepadam za nim. Irytują mnie te zawody ‘kto kupi większy wieniec/więcej zniczy’ i ‘która rodzina dłużej będzie modlić się przy grobach’. Pamiętać o zmarłych trzeba zawsze, a nie raptem robić to na pokaz raz w roku.
Poza tym dla mnie jest jeszcze za wcześnie. Wspomnienia dalej są bolesne.
Ale, przeżyję, wrócę i napiszę we wtorek tę cholerną próbną maturę z matmy. Oby tylko na 31% !
"Jest super, jest super, więc o co Ci chodzi?"