20 marca 2010

Apel.

Od paru dni nie dajesz mi spokoju.
Myślę o Tobie codziennie. Nie żebym chciała oczywiście. Po prostu nie da się inaczej. Co jakiś czas, parę razy w ciągu dnia upierdliwie przypominasz mi o swoim istnieniu.
Uparciuch z Ciebie- próbuję Cię ułaskawić, ugłaskać, a Ty nic. Nie dasz się przebłagać- dalej swoje. W nocy nie dajesz mi spać. Budzisz pół godziny przed budzikiem(!) rozwiewając moje cudne sny o Chase’ie. W szkole nie dajesz spokojnie wysiedzieć przez 45 minut lekcji, muszę się wiercić jak głupia. Nie grzeszysz też wyczuciem czasu, o nie. Odzywasz się akurat w momencie gdy wyraz mojej twarzy musi być idealnie dostosowany do świata przedstawionego mającego być ujętym na zdjęciu. Nie pozwalasz mi cieszyć się pierwszym prawdziwie wiosennym powrotem do domu. Przez Ciebie schody stały się moim wrogiem.
Cholera, nawet chodzić w rytm muzyki nauszno-słuchawkowej spokojnie nie mogę!
I jeśli w ostatnich dniach byłam marudna... chwila, źle to ujęłam, NA PEWNO byłam marudna i było to właśnie TWOJĄ zasługą.
Jednym zdaniem - ostatnio ostro lecisz sobie w kulki.

Apeluję-
Moje Prawe Kolano- ogarnijże się !

12 marca 2010

Do Ciebie ?

21.30. Oczy same mi się zamykają, choć według mojego biologicznego zegara jest przecież wcześnie, nawet bardzo.

Myślę o Tobie. Myślę, tak jak i rano, jak w drodze do szkoły i przy powrocie do domu. Po przebudzeniu, przed zaśnięciem, we śnie. Wciąż tworze nieprawdopodobne scenariusze, które mogłyby się nam przydarzyć. Wspólne śniadania, rozmowy, spacery, noce. W moich myślach wszystko jest piękne, jesteśmy szczęśliwi i prawie nigdy się nie kłócimy, a jeśli już, są to kłótnie pełne pasji i namiętności (o matko cóż za okropne banały, ble). 
I to myślenie akurat mnie osobiście ani nie dziwi, ani nie martwi.
Znam siebie nie od dziś, nierealne scenariusze tworzone przez chorą głowę to nieodłączna cześć mojej osobowości. Dziwi mnie co innego. Tak naprawdę, nie wiem kim Ty właściwie jesteś. Siedzisz w mojej głowie,  a ja nie potrafię nawet określić Twojej tożsamości. Co raz przybierasz nowe twarze. Jesteś Byłym, Niedoszłym i Przyszłym. Tym Najlepszym i Najgorszym. Wymarzonym i Jakubem z „Samotności w sieci”. Nim, Nim, Nim, a i jeszcze Nim.
Bo Ty to chyba jesteś hybrydą. Ich wszystkich, każdego po trochu. Niczym innym niż tworem mojej wyobraźni, nie mającym absolutnie żadnej racji bytu, bo i jak ? Ideałów nie ma. A Ty jesteś przecież idealny.
Istniejesz. Ale tylko w moim umyśle.  I wciąż w nim mącisz.
Do tego stopnia, że kiedy szepczę, że tęsknię, to sama nie wiem już za kim i za czym.

Właśnie to, naprawdę mnie przeraża.

2 marca 2010

W marcu jak w garncu.

Błądząc po naszo-klasowych profilach i niepotrzebnie oglądając zdjęcia znajomych moich znajomych, natrafiłam na takie zdanie- „czekam tylko aż lody stopnieją na rzece i zacznie się kolejny marzec w moim życiu”. Z pozoru nic szczególnego, ani to zbyt mądre, ani piękne szczególnie. Poza tym z lekka bezsensowne. Bo i co w tym dziwnego i godnego uwagi? Zacznie, a właściwie zaczął, się marzec, tak samo jak i kwiecień, maj, czerwiec itp. A za rok, jak dopisze szczęście, zacznie się jeszcze jeden . I tak co roku. No bezsens, bezsens.
Ale, po chwili zastanowienia i przełożenia owego zdania na moje osobiste doświadczenia z dwóch ostatnich, licealnych lat, doszłam do wniosku, że to zdanie jest cholernie pasujące.
Już nawet nie chodzi o to, że marzec wiosna, ptaszki, bazie (o właśnie, znalazłam dziś na chodniku(!) gałązkę bazi!), topniejący śnieg, słoneczko i ciepło. I bez tego marce są wyjątkowe.

Marzec 2008
Rozkwit mojej nieszczęsnej i nieszczęśliwej miłości oraz pierwsze epizody pt. „jak być totalnie zaślepioną i zrobić z siebie totalną idiotkę w oczach ukochanego mężczyzny”. Owszem chodziłam wtedy wesoła jak szczygiełek, ale dzisiaj robi mi się głupio na samo wspomnienie siebie z tamtego czasu.
Jednak z drugiej strony, marzec był również rozkwitem bliższej znajomości, która trwa po dziś dzień- klasowej przyjaźni z pewna uroczą i lekko trzepniętą Wtedy-Jeszcze-Blondynką.
I to akurat w przeciwieństwie do poprzedniego, było dobre.

Marzec 2009
Genialny projekt biologiczny- początek i pierwsze ciekawe zajęcia. Ależ ja byłam napalona na te mikroskopy, uhuhu.
Rzucenie ostatecznie i definitywnie szkoły muzycznej po 5 latach uczęszczania doń. 
Upragnione wyleczenie się z miłości opisanej w punkcie wyżej.
Kolejna bzdurna miłostka, która minęła równie szybko jak się pojawiła.
Wreszcie, poznanie Kogoś, Kto okazał się bardzo ważny w późniejszym czasie.
I to wszystko również było dobre.

Więc rzeczywiście, marce dostarczały emocji. Dlatego, gdy dziś włączyłam sobie Muchy, których zaczęłam słuchać właśnie rok temu, w marcu, aż przestraszyłam na samą myśl, co ten „kolejny marzec w moim życiu” przyniesie tym razem.
Oby coś równie dobrego.