Jest 3:40. Świetnie. Właśnie przekroczyłam granicę totalnego nie-spania. Jestem w momencie gdy głowa delikatnym bólem dopomina się o sen, ale powieki są uparcie lekkie, a umyśl dziwnie świeży. Bo jak wytrzymasz do trzeciej nad ranem, możesz już w ogóle nie spać. Wampirzy maraton nie działa nasennie, muszę to zapamiętać na przyszłość. Szczerze mówiąc taki wampirzy maraton działa właśnie pobudzająco. Nieważne, o wampirach kiedy indziej. Nie śpiąc, przypomniałam sobie ciekawą rzecz. Wszystkie samotne noce w domu spędzone na oglądaniu filmów, przymierzaniu ciuchów przed lustrem i czczeniu mtv. Bo wtedy na mtv w nocy była normalna muzyka (choć jakby tak się zastanowić, może była taka sama jak i dziś, tylko ja słuchałam gówna ?). Albo wszystkie noce nie-samotne spędzone na oglądaniu filmów, gadaniu, czasem nawet uczeniu się i robieniu sobie loków o piątej nad ranem. Bezsenne noce, po których szlam do szkoły na 7 godzin, jak zombie, spałam prawie na wszystkich lekcjach, a już z lubością na geografii i polskim i z kawy kupowanej w automacie czyniłam niemalże bóstwo. I choć zbyt mądre to nie było, wiele oddałabym za taki back to basic. Zmierzając do sedna przy tym wspominaniu szalonego końca gimnazjum i jeszcze bardziej szalonego początku liceum, naszła mi na myśl Nelly Furtado. Chyba dlatego, że w owym czasie była wszędzie, tak jak to w tych dowcipach w stylu „otwierasz lodówkę a tam kto ?” A tam Nelly Furtado właśnie, która ponadto w owym czasie była moim absolutnym ideałem urody, więc jak mogłaby się nie skojarzyć ?
I tak oto po przesłuchaniu moich osobistych hitów Nelki, poczułam jakbym cofnęła się w czasie.
Cholera, niegłupio byłoby mieć znowu te 15 lat.