I nagle brakuje tchu, jakby ktoś zabrał Ci całe powietrze. Czujesz jak się dusisz, mimo tego, że nie masz stwierdzonej astmy i nie palisz przecież tak często. Ręce zaczynają drzeć, jak u rasowego pijaka na delirce, telefon upada na podłogę, a Ty nawet nie masz siły żeby go podnieść. Wyświetlacz i tak jest pusty, więc po co ? W końcu z tej bezsilności nie wytrzymujesz, zaczynasz mówić. Ale słowa są tylko w Twojej głowie. W rzeczywistości to coś, co wydobyło się z Twoich ust, to zduszony krzyk. Zaraz pojawią się łzy. Dużo łez. Potok, rzeka, strumień, morze- jak kto woli. Osobiście preferuję określenie fontanna.
To co wokół przestaje się już liczyć. Są tylko obrazy i myśli w Twojej głowie. I muzyka. I wersy. Bolesne, od samego słuchanie robi Ci się gorzej. Ale to dobrze, przecież jesteś tak głupia, że nie zasługujesz na nic dobrego.
Wstajesz, siadasz, jesz, obficie doprawiając potrawy łzami, nawet mówisz coś do innych ludzi, choć bardziej niż dialog, przypomina to stek pretensji o wszystko.
Masz dość. Kładziesz się. Leżysz tak sama nie wiesz ile, wyrzucając sobie, jak mogłaś wszystko zepsuć i wymyślając same czarne scenariusze odnośnie przyszłości. Ale każdy scenariusz legnie w gruzach już na początku, bo nawet nie wyobrażasz sobie takiej przyszłości, jaka najprawdopodobniej Cię czeka.
Czujesz się jak gówno. I tak wyglądasz, na marginesie.
18:53. Pik pik pik. Sms.
Ktoś włączył powietrze.