29 maja 2011

Pół roku.

    W dalszym ciągu jestem nieokreślona. Nie wiem, czy żałuję, czy jestem z siebie poniekąd dumna.Chyba po trosze i to, i to.
Wiem natomiast, że słowo 'koniec' jest jak najbardziej odpowiednie. Wczorajszy wieczór dał mi tę pewność. Nie jestem już naiwną dziewczynką z liceum i nie będę żyła złudnymi nadziejami. Boli chyba jeszcze bardziej, bo kiedy umiera nadzieja, cóż pozostaje ? Dryfuję teraz pośród pustki, wielkiej i bezkresnej, a jutro, wcale nie będzie lepiej, nie znajdę żadnej przystani. Mój mózg złośliwie podsuwa mi piosenki o tekstach wywołujących ścisk serca, przywołuje najbardziej banalne momenty, dziś tak kurewsko sentymentalne, natychmiast powodujące efekt mokrych oczu. Przestawiam się na tryb wegetacji, szkoda, że bez możliwości włączenia opcji 'mam wyjebane'.
Cholera, postawienie kropki na końcu ostatniego zdania, jest naprawdę trudne.
I wracając do pierwszego zdania tejże duchowej spowiedzi- jednak chciałabym cofnąć czas.


24 maja 2011

Znowu.

     Jestem w kawałkach. Czuję się jakby ktoś wyrwał mi moje i tak z lekka już połamane serce, poskakał sobie po nim co nieco, rozerwał, skleił i wsadził mi z powrotem do piersi. Tylko, że cholera zapomniał dać instrukcji obsługi i teraz to zwykły kawałek mięsa, pompa ssąco- tłocząca. Stop, co ja pieprzę ? Gdyby to był tylko kawałek mięsa, nie bolałoby mnie "tam w środku", nagły gwałtowny ścisk nie chwytałby mnie za gardło, nie zaczynałoby mi brakować powietrza w najmniej oczekiwanych momentach. Wcześniej, kiedy jeszcze "walczyłam", byłam już jako tako pogodzona z myślą, że może się nie udać, ale nigdy nie myślałam, że to będzie takie trudne.
    Najgorsze jest to, że nie wiem czy zrobiłam dobrze. Najchetniej cofnęłabym czas, tak żeby wczorajszy wieczór nie nadszedł. Wcześniej miotałam się nie potrafiąc zrobić decydującego kroku zmieniającego sytuację, teraz kiedy decyzja została podjęta, ja dalej mam mętlik w głowie.
    Nie potrafię wyobrazić sobie jutra, tego jak będzie teraz wyglądało moje życie, a nawet jesli pojawia się jakiś przebłysk wyobrażenia, mam wrażenie, że nie czeka mnie już nic dobrego, że straciłam swoją szansę na szczęście.
    Ale przecież czasem mimo wszystkich uczuć kłębiących się, trzeba zakończyć pewien etap w życiu, prawda ? Szczególnie jeśli nie wszystko jest takie, jakie powinno być, a w dalszej walce o to, by było dobrze, nie widać sensu.
Tak wiem, co mi teraz powiesz- "potrzeba czasu, czas leczy rany, bla bla", ja to wszystko doskonale wiem. Tak samo jak wiem, że to "nie koniec świata, życie toczy się dalej i może tak właśnie miało być"
Tylko, że ja w dalszym ciągu nie wiem czego chcę. 
I tak naprawdę wciąż trwa we mnie jedna wielka walka między Sercem, a Rozumem...