Widzę w telewizji reportaż o jakiejś ludzkiej tragedii. Szybko odwracam wzrok i czym prędzej wychodzę z pokoju. Nie jestem dobra w empatii, szczerze mówiąc jestem w tym beznadziejna. Rozczulam się tylko wtedy kiedy u mnie tez dzieje się źle, wtedy nie potrzeba wiele by doprowadzić mnie do łez. Wystarczy jeden moment w Housie (o właśnie, zasnęłam na nowym odcinku, a wcale nie byłam taka zmęczona- wniosek- nuuuuda) i już, poduszka mokra. Od łez.
„Ty cholerna egoistko !”- tak, tak, to ja, bardzo mi miło.
Fejsbuk i gg atakują statusy i komentarze znajomych odnośnie ich przeprowadzek na studia. Wczoraj mama zapytała mnie, czy nie jest mi żal, że w tym roku zostaję w Chełmie. Mamo, o co ty w ogóle pytasz? Jak może nie być mi żal ? Przecież studia to moje marzenie. Co prawda nie rusza mnie już to, że się nie dostałam. Trudno, stało się, zdarza się nawet w najlepszych rodzinach, a co dopiero w mojej. Jestem w innej szkole, w której uczę się w przybliżeniu tego, czego chcę się uczyć, lubię ją, jest dobrze, ale to nie jest to. Nie jest i nie będzie.
Najgorzej jest, kiedy jadę do Lublina. Kiedy widzę te ulice, Krakowskie, Zamek i mam świadomość, że już od jutra mogłyby być moimi miejscami. Że mogłabym mieć stancję, gdzieś powiedzmy na 7 piętrze, albo w starej kamienicy, siedzieć na parapecie, pić kakao i patrzeć na deszcz za oknem. Miałabym w końcu własne, samodzielne życie. Mogłabym mieć też własne życie w Krakowie.
A tak muszę poczekać. Oby tylko było warto.