30 września 2010

Żal.

Widzę w telewizji reportaż o jakiejś ludzkiej tragedii. Szybko odwracam wzrok i czym prędzej wychodzę z pokoju. Nie jestem dobra w empatii, szczerze mówiąc jestem w tym beznadziejna. Rozczulam się tylko wtedy kiedy u mnie tez dzieje się źle, wtedy nie potrzeba wiele by doprowadzić mnie do łez. Wystarczy jeden moment w Housie (o właśnie, zasnęłam na nowym odcinku, a wcale nie byłam taka zmęczona- wniosek- nuuuuda) i już, poduszka mokra. Od łez.  
„Ty cholerna egoistko !”- tak, tak, to ja, bardzo mi miło.

Fejsbuk i gg atakują statusy i komentarze znajomych odnośnie ich przeprowadzek na studia. Wczoraj mama zapytała mnie, czy nie jest mi żal, że w tym roku zostaję w Chełmie. Mamo, o co ty w ogóle pytasz? Jak może nie być mi żal ? Przecież studia to moje marzenie. Co prawda nie rusza mnie już to, że się nie dostałam. Trudno, stało się, zdarza się nawet  w najlepszych rodzinach, a co dopiero w mojej. Jestem w innej szkole, w której uczę się w przybliżeniu tego, czego chcę się uczyć, lubię ją, jest dobrze, ale to nie jest to.  Nie jest i nie będzie.
Najgorzej jest, kiedy jadę do Lublina. Kiedy widzę te ulice, Krakowskie, Zamek i mam świadomość, że już od jutra mogłyby być moimi miejscami. Że mogłabym mieć stancję, gdzieś powiedzmy na 7 piętrze, albo w starej kamienicy, siedzieć na parapecie, pić kakao i patrzeć na deszcz za oknem. Miałabym w końcu własne, samodzielne życie. Mogłabym mieć też własne życie w Krakowie.

A tak muszę poczekać. Oby tylko było warto.

29 września 2010

Powroty.

A jeśli jeszcze kiedykolwiek podziękujesz Bogu, za to, że szykuje Ci się intensywny czas, zastanów się dobrze, a później podejdź do ściany i walnij o nią głowa tak że trzy raz, albowiem powiadam Ci, że głupcem jesteś i głupcem zostaniesz.
Miał być intensywny tydzień, wyszło intensywnych 10 dni. Już koniec, już wracam, do codziennej rutyny, dzięki Bogu. Co za dużo to nie zdrowo. I tak jestem z siebie prawie dumna, a w moim przypadku owo ‘prawie’ to wiele. Co prawda czuję się teraz opuszczona i nieswoja, ale... czasem tak trzeba. Lepsze to niż... niż nic.
What-eva, jak to mówią.
Stęskniłam się już za szkołą, chorobowe, na którym nie można w spokoju się wychorować nie jest niczym fajnym. A jutro analiza leków, także będzie wesoło. Sam fakt, iż muszę założyć bały fartuch wprawia mnie w dobry humor- cóż, po prostu totalnie widzę się w tym zawodzie, co tu dużo mówić.
A na wszelką jesienną słotę nowe: Brodka (absolutnie genialna, cudowna i w ogóle nowe love), buty i ciepłe rękawiczki i można ruszać na podbój, jeśli nie jak Serena Nowego Jorku, to przynajmniej Chełma. 
Ahoj!

19 września 2010

Modlitwa wieczorna.

I dziękuję Ci Boże, że nadchodzący tydzień, który zacznie się już za niecałą godzinę będzie jedną wielką kołomyją. Za to, że nie wiem, jak uda mi się załatwić wszystko to, co załatwić muszę. Że nie wiem, jak uda mi się spotkać ze wszystkimi, z którymi spotkać bym się chciała. Że zdjęcia odkładane, już nie wiem który raz i tak nie dojdą do skutku. Że w środę i czwartek prawdopodobnie będę się zachowywała jak kompletna wariatka, co zresztą  zostanie udokumentowane serią kompromitujących zdjęć. Że istnieje możliwość, że w środę po prostu najzwyczajniej w świecie się utopię razem z tym kajakiem. Że nie mam pojęcia jak w piątek wieczorem dostanę się z Hrubieszowa na wieś. Że tak naprawdę to ja nic już nie wiem i wiedzieć nie chcę.

Za to wszystko Ci dziękuję. W końcu czuję, że żyję.

13 września 2010

Mouse-jumper.

W moim pokoju zamieszkał nowy lokator. W myśl, że jak nie masz faceta to chociaż kup sobie zwierzątko rodzaju męskiego, zawsze będziesz mogła czule do niego przemawiać. Tak więc nowy samiec jest. Rudy. Początkowo miał być Blondyn, ale jak ma się objawy daltonizmu, to sorry. Myszoskoczek, gwoli ścisłości. I tym oto sposobem znowu mam rozpierdol wokół klatki w pokoju, nadgryzioną kolejną bluzkę i pogryzione palce. A chłopak z zoosklepu mówił, że one tak łatwo się oswajają (a propos oswajania, z chęcią oswoiłabym też tego chłopaka, ale cii)... Tsa, cholernie łatwo. Dobra, pewnie potrzeba czasu, a ja jestem po prostu niecierpliwa. Faktem natomiast jest, za każdym razem jak patrzę na to maleństwo wpadam w cielęcy zachwyt.
Jestem chyba jeszcze bardzo dziecinna.

I w ogóle, kocham wczesno-jesienne, lub jak kto woli późno-letnie dnia takie jak dziś, kiedy to mogę wyciągnąć moje ażurowe kwieciste rajstopy, na które prawie każdy dziwnie się patrzy i mogę spokojnie wracać ze szkoły do domu przez godzinę dwadzieścia. 
Kocham, jak bum cyk cyk.





Moje maleństwo <3 

11 września 2010

Siedział i patrzył jak mówiła. Z pasją opowiadała o swojej ostatniej przygodzie na poczcie. Zresztą mogła mówić o czymkolwiek, nawet o hemoroidach swojej babci. Tak naprawdę niewiele do niego docierało. Cały czas usiłował sobie przypomnieć, co tak bardzo niegdyś go zafascynowało. To chyba były jej oczy, był w nich ten rodzaj wyjątkowego blasku, którego nie da się zapomnieć. Ale teraz jej oczy nie błyszczały, więc to raczej nie to. A uśmiech ? Szeroki, ukazujący rząd równych białych zębów. Szerokość pozostała, ale biel ustąpiła miejsce żółci. Ech,  pudło. Spojrzał na jej ręce. Dawniej uważał, że to słodkie, zaznaczać każde słowo gestem. Dziś zaczęło go to denerwować. Ileż można machać łapami ?!
Zaproponowała spacer. Dobrze, czemu nie. Rok temu zaprzedałby dusze diabłu, by móc swobodnie spacerować z nią po parku. Obserwował jej kocie ruchy. Ale czy aby na pewno kocie ? Zwykłe, pospolite kręcenie dupą, ot co. Zrezygnował. Naprawdę nie wiedział co sprawiło, że wtedy zakochał się jak szaleniec. Ale najdziwniejsze było to, że nie wiedział również dlaczego, mimo tego, że w jego oczach straciła całą tą aurę wyjątkowości, dalej był skłonny zrobić dla niej wszystko. Ciągnęło go do niej  jak .. jak pszczołę do miodu. Gdyby kazała mu skoczyć z dziesiątego piętra (którego zresztą w jego mieście nie było) z pewnością zrobiłby to. Czarownica, czy co ?
Nagle z rozmyślań wyrwał go, ostry przenikliwy dźwięk. U licha, co to ?! A to był tylko jej śmiech, śmiech porównywany dawniej do śpiewu chórów anielskich, lub dźwięków harfy, dziś brzmiący raczej jak jazgot Baby Jagi.
Nie, tego już za wiele. Zniesie wszystko- gestykulowanie, zbyt słodki zapach perfum i nawet tę krzywo nałożoną kurewsko czerwoną pomadkę, wszystko ale nie to.
Zrezygnowany usiadł na krawężniku i ciężko westchnął.
-         Coś się stało ? Źle się czujesz ?- spytała z troską.
-         Nie, w porządku. Po prostu żałuję, że miłość nie jest głucha.

8 września 2010

Wolałabym martwym widzieć Cię.

I choć to ponoć bardzo brzydko, choć nie wolno, trzeba z tym walczyć, nie ulegać, tępić, gnoić, bo inaczej zeżre od środka, kawałek po kawałeczku. Choć to chyba jeden z 7 grzechów głównych, ale głowy nie dam sobie uciąć, gdyż cała religijna wiedza uciekła zaraz po zaliczeniach do bierzmowania. Choć to przecież nielogiczne i bez sensu i w ogóle głupie, godne pożałowania i 15-letnich dziewczynek. Choć życie pokazało, że nie jest dobrze nawet śpiewać piosenkę o tym, na castingu do „Szansy na sukces”. Choć wiem to wszystko, ja to wszystko wiem i rozumiem, naprawdę nic nie mogę poradzić, ciśnie mi się to na usta, myśli, wszystko inne i przestać nie może, więc może jak to z siebie wyrzucę, chociażby właśnie tu, będzie mi lżej.

Boże, jak ja jej cholernie zazdroszczę !

(Dupa. Wcale nie jest lepiej.)


7 września 2010

Styrana.

Och jaka ja jestem zmęczona, jaka zmęczona. I to w zasadzie niczym szczególnym, bo przecież 3 godziny pracowni, 2 wolne i 2 ‘wykłady’ to nic w porównaniu z moją niegdysiejszą środą na przykład, kiedy to wracałam do domu po 11 godzinach zajęć. Cóż, tak czy siak, organizm musi się przyzwyczaić. Ale tak swoją drogą, to całkiem przyjemne zmęczenie. I jeśliby zabrać deszcz, niemiłosiernie długo ciągnące się objazdy autobusowe i to przeraźliwe zimno w szkole, w zasadzie nie miałabym powodów do narzekań. Niebywałe. Jakby mi ktoś miesiąc temu powiedział, że będę zadowolona z obecnej szkoły, obśmiałabym go jak stąd do Krakowa. W sumie jakby mi ktoś rok temu powiedział, że wyląduje w medykach, obśmiałabym go chyba jeszcze bardziej, także ten, no... 
Życie jest nie-prze-wi-dy-wal-ne.

A na wszelakie jesienne niespodzianki balsamem jest Julia Marcell, WesołoSmutni, fakt, że jutro nie muszę zrywać się przed szóstą i to, iż nie moja grupa ma 10 lekcji. No i Vampire Diaries gdzieś na dniach.
So fuckin’ amazing.