13 września 2010

Mouse-jumper.

W moim pokoju zamieszkał nowy lokator. W myśl, że jak nie masz faceta to chociaż kup sobie zwierzątko rodzaju męskiego, zawsze będziesz mogła czule do niego przemawiać. Tak więc nowy samiec jest. Rudy. Początkowo miał być Blondyn, ale jak ma się objawy daltonizmu, to sorry. Myszoskoczek, gwoli ścisłości. I tym oto sposobem znowu mam rozpierdol wokół klatki w pokoju, nadgryzioną kolejną bluzkę i pogryzione palce. A chłopak z zoosklepu mówił, że one tak łatwo się oswajają (a propos oswajania, z chęcią oswoiłabym też tego chłopaka, ale cii)... Tsa, cholernie łatwo. Dobra, pewnie potrzeba czasu, a ja jestem po prostu niecierpliwa. Faktem natomiast jest, za każdym razem jak patrzę na to maleństwo wpadam w cielęcy zachwyt.
Jestem chyba jeszcze bardzo dziecinna.

I w ogóle, kocham wczesno-jesienne, lub jak kto woli późno-letnie dnia takie jak dziś, kiedy to mogę wyciągnąć moje ażurowe kwieciste rajstopy, na które prawie każdy dziwnie się patrzy i mogę spokojnie wracać ze szkoły do domu przez godzinę dwadzieścia. 
Kocham, jak bum cyk cyk.





Moje maleństwo <3 

1 komentarz: