17 października 2010

Pendant la nuit.

Jest 17 październik, feralna data. Godzina 23.30, zostały resztki tplu do nauczenia się i anatomia na wtorek. Lusterko stojące na biurku pozwala przyzwyczaić się do nowej długości włosów, która tym razem nie jest podyktowana chęcią zmian, a zwyczajnym babskim kaprysem. Współczuję moim sąsiadom, od tygodnia katowanym electroclashem, w dodatku dość głośno. Zadziwiam siebie brakiem corocznej jesiennej depresji, tudzież melancholii, wynikającym chyba  z faktu posiadania na telefonie samych energetycznych piosenek, przy których dobrze kręci się dupą idąc na przystanek. Bo teraz kiedy bilet miesięczny został zakupiony, przystanki staną się stałym elementem mojej egzystencji. A przynajmniej od poniedziałku do piątku. A propos telefonu- zalanie go winem fatalnie wpływa na działalność klawiatury- lekcja do zapamiętania na przyszłość. Postanowienie o nie-przeklinaniu umarło po jednym dniu stosowania, aż nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać. Myszo-szkoczek ma naprawdę nasrane w swoim ślicznym łepku, gdyż znalazł nowe hobby- wpieprzanie plastiku. Dobrze, że nie kupiłam go jak miałam 16 lat, zamiast szczura, bo wtedy zostałabym zjedzona w pierwszej kolejności. Na dworze zimno, czapka poszła w ruch, zabawne, jeszcze 2 lata temu potrafiłam całą zimę przechodzić bez czapki, bo przecież to był taaaki obciach, c’nie ? Zmiany są jednak dobre, a poznawanie ludzi fascynujące. Tęsknota z kolei jest do dupy. Wiem, Ameryki nie odkryłam. Odkrywam za to masę innych rzeczy.
I cholera, muszę w końcu zrobić zielnik.

Bon nuit.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz