13 lipca 2010

Na.

Na podłodze spakowany plecak. W nim 4 książki (2 powieści dla nastolatek, 1 must read i 1 osobista perełka), 2 kosmetyczki pełne, cóż za niespodzianka, kosmetyków oraz innych dupereli, notatnik, telefon z 60 smętami na smętne noce, gdy radiowa Trójka nie przypadnie mi do gustu, słuchawki, studniówkowe buty na obcasie, suszarka, prostownica. Ładowarki z pewnością zapomnę, jak zwykle, dobrze, że mama też ma SE. Obok torba z ciuchami. Letnie bluzeczki, spodenki, stroje i inne popierdółki.
Na łóżku pokrowiec, a w nim 2 sukienki- półmetkowa i studniówkowa. W dalszym ciągu nie ‘możemy’ (cóż, ja osobiście nie widzę problemu, sukienka jak sukienka, jedna czy druga) się zdecydować, która będzie bardziej odpowiednia na to arcyważne wydarzenie, jakim jest wiejski odpust.
Na głowie brak odrostów, zauważono za to miedzianą czerwień, która w rzeczywistości okazała się być Bóg-wie-jakim brązem.
Na biurku stos wywołanych dzisiaj zdjęć. Ja z okresu emo jakieś 4 kilo temu, później już tylko różne fazy rudej wiewióry, do wyboru ze słodkimi lub nadąsanymi minkami. Boże, kto był na tyle głupi, żeby robić mi zdjęcie na pogrzebie Dziadka ?! Masakra.
Na myśli, pewne bardzo bardzo brzydkie słowo. Brzydkie dla grzecznych dzieci. Dla mnie już spowszedniało i to jest akurat bardzo smutne.

Czas na wieś. Niczym hasło promujące, hasło propagandy obywatelskiej.
Czas na wieś, bo tutaj dostaję autentycznego pierdolca.


2 komentarze:

  1. Usunęłaś ostatni wpis?
    Notka jak to notka, rozmyślić się można. Ale ogólnie niekonsekwencja nie jest dobra.

    OdpowiedzUsuń