„Dzień, który zaczął się marnie, marnie skończy się...”
Tak śpiewa Happysad (chciałam zauważyć przy okazji, że to naprawdę niezły zespół i wcale nie taki wesoły :P).
A gówno prawda. Otóż dzisiejszy poranek miał idealne wręcz zadatki na dzień jak kilkadziesiąt poprzednich, czyli po prostu zły, a tu niespodziewajka. Miło, prawie, że bez irytacji (jeśli nie liczyć scysji z wychą)i przyjemnie. W końcu, bo wczorajsza Kostkowa obserwacja trochę mnie hmm kopnęła:
„9 pesymistycznych notek na blogu w jeden miesiąc. Jedna po ok, 200 słów. Co daje nam, uwaga, tysiąc osiemset słów o tym, jak Ci źle, na samym blogu!”
Cóż, jestem Mistrzynią Narzekania. Albo przesady.
Ale, ale wracając do dzisiejszego nader przyjemnego dnia-
Pół godziny przymierzania u jednego optyka, 40 minut u drugiego, a wszystko po to by wejść do trzeciego i już od progu stwierdzić, że „o, te są absolutnie idealne !”. Po czym przez kolejne pół godziny zastanawiać się czy ja na pewno dobrze w nich wyglądam, pytając matkę, znajomego optyka i trzech klientów.
Jestem tragiczna w podejmowaniu decyzji. Ale na szczęście mam to już za sobą, pozostaje tylko czekać czwartku i nowych oprawek ;]
Jutro zresztą też szykuje się miły dzionek. Przeogromnie miły. I to nie żadna ironia.
Czekam do czwartku, żeby zobaczyć Cię w nowych okularach;)
OdpowiedzUsuń