Wyszłam zrezygnowana i z uczuciem, że sobie nie poradzę.
Że znowu fizyka będzie dla mnie czarną magią. Że nie wyrobię się z nauką biologii, chemii, matmy i polskiego (o angielski akurat jestem spokojna, chociaż to). A przecież oprócz tego są jeszcze inne arcyważne przedmioty, z których wypada mieć przyzwoite oceny. Że korki. Nauka, nauka, nauka. Wszelkie sprawy klasowe, za które stanę się odpowiedzialna. Studniówka. Matura. Aaaaaaa !
Jestem przerażona.
Serio.
Pod oknem mam okopy. O 19.30 jest już ciemno. „Lalka” szczerzy zęby na półce. Psuje mi się spacja. Puszą włosy. Skasowałam plejlisty. I kolec od cytryny wbił mi się w nogę.
Cholera, a to dopiero początek.
Ach, i tak na marginesie- nie piszę tego, żebyście mnie pocieszali. Po prostu miło wrócić do idei fotobloga, na którym pisałam to, co leży mi na sercu, tudzież wątrobie.
Idealna.
Grunt, to podejść do tego ze zdrowym dystansem. Serio.
OdpowiedzUsuńA ja się boję, że psychicznie znów zakopię się w zeszłym roku. To chyba przez to powietrze.
Litości, znowu zamulam :P
No to jest nas dwie.
OdpowiedzUsuńJak miło jest spotkać na tym portalu, kogoś z podobnymi problemami. Taaak, matura. Ciągle o tym mówią... Tylko straszyć potrafią. Czas pokaże, co z tego wszystkiego wyjdzie. Co do studniówki - to już chyba powinna być czysta przyjemność, prawda?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Fakt, póki co to straszenie mobilizuje mnie do większego niż zwykle zainteresowania udoskonalaniem swojej wiedzy. Czas pokaże, co będzie za miesiąc czy choćby dwa.
OdpowiedzUsuńCo do orkiestry - gram na flecie poprzecznym.
Pozdrawiam!
Eh, do cholery z tym wszystkim.
OdpowiedzUsuńAle nie martwmy się na zapas - potem będzie na to dużo czasu.