27 czerwca 2011

A wrr.

Och. Jak mnie to całe życie irytuje. Dlaczegóż to nie może być tak prosto i pięknie jak w tandetnych amerykańskich filmach, no dlaczego ? Nie dość, że u mnie nic nie układa się tak, jakbym tego chciała, ba, mało tego, wszystko jest na opak, jakieś pieprzone pomieszanie z poplątaniem; to jeszcze u innych też się pie.. hym hym sypie. I niby jak ja mam pomóc skoro nie potrafię ogarnąć własnego burdelu ? Tak często czuję się bezradna wobec tego co się dzieje. Jak mała dziewczynka, zostawiona na coraz szybciej kręcącej się karuzeli, zapomniana przez rodziców, zdana tylko na siebie, ale nie mogąca zatrzymać kręcenia. Cholera no.
Boli mnie to wszytskjo, cała ta frustracja z każdym dniem jest coraz większa i większa, rośnie mi jakaś wielka kula gdzieś w okolicy żołądka i boję tylko co będzie, jeśli pęknie. Jeśli ja w końcu pęknę i wykrzyczę całemu światu, co tak naprawdę o nim myślę.
To jest zdecydowanie zły czas. Na wszystko, na jakiekolwiek działania, na jakiekolwiek emocje. Teraz powinnam zająć się tylko i wyłącznie obowiązkami i rozwiązywaniem problemów, a nie martwieniem się o sto tysięcy innych mniej lub bardziej ważnych rzeczy. Powinnam. Ale weź tu się zajmij kiedy klin siedzi w głowie, eks irytuje, nie wiadomo co z pracą = nie wiadomo jak z kasą, tzn. wiadomo, tzn. do dupy, zaraz wyniki ... Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa !

Cytując pewnego chełmskiego gitarzystę:
                                                                " A ja to jebie !"
                                                                                                                                               koniec cytatu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz