2 listopada 2009

Siennie.

Ten cudny, choć zdecydowanie zbyt krótki, piątkowy wieczór był początkiem dość przyjemnego weekendu. ‘Dość przyjemnego’ w stosunku do moich obaw odnośnie niego. Wyspałam się za parę ostatnich tygodni, pograbiłam liście, co bardzo lubię, a i rodzina nawet nie była zbyt upierdliwa, jak na ich możliwości. Nie próbowali przynajmniej wciskać mi kitów, że najbardziej to ja bym się nadawała na dziennikarkę. W ogóle, czasami bywają prześmieszni.

Matka: Następnym razem z łaski swojej weź się jakoś normalnie ubierz na ten cmentarz.
Ja: Hmm nie wydaje mi się, żebym chodziła ubrana NIEnormalnie... O co ci chodzi ?
M: Och, po prostu nie wkładaj długiej spódnicy i skóry i broń boże cała na czarno...
J: Yyy w dalszym ciągu nie wiem o co ci chodzi, ale okej- następnym razem założę na siebie wór pokutny.
M: A jak grabisz liście to nie podryguj z grabiami w rytm tej twojej muzyki...
J: ?!
M: No i ostatnie- nie maluj usta na taką ku.. krwistą czerwień
J: Do cholery ! O co ci chodzi ?!
M: Mnie o nic, tylko ciotka martwi się o ciebie, bo myśli, że zostałaś satanistką.

A jesień na wsi jest piękna. Cudna, boska, śliczna, zjawiskowa i oszałamiająca. Szczególnie teraz, gdy w nowych okularach widzę każdy nawet najmniejszy element krajobrazu. W ogóle przez te nowe okulary czasem nie poznaję się w lustrze- to dość zabawne uczucie- przez chwilkę mogę udawać kogoś innego ;]
Wracając do jesieni, nie ma nic piękniejszego niż widok spadających liści skąpanych w promieniach zachodzącego słońca.

W tym tygodniu muszę iść na spacer do lasu. Koniecznie.





 


 

1 komentarz:

  1. Twoja ciotka chyba satanisty nie widziała;]
    Jesień na wsi jest cudowna, szkoda, że w mieście tego tak nie widać. Chociaż to słońce...

    OdpowiedzUsuń