12 września 2009

Perfect friday.

Właśnie tego potrzebowałam. Takiego, można by rzec, idealnego piątku. Z dobrym humorem w szkole, piątką z łaciny i pracą domową z polskiego odrobioną pierwszy raz od ho ho... baaardzo dawna. I takiego popołudnia w Lublinie, z ludźmi w których towarzystwie czas mija zabawnie, absurdalnie, a przede wszystkim miło (nie licząc chwil w których brutalnie się ze mnie zbijają). Cóż, wystawa rysunków Beksińskiego nie zachwyciła mnie, owszem spodobały się, ale liczyłam na coś więcej niż 20 prac i głęboko artystyczny film, o życiu? twórczości? artysty, w którym nie wiadomo było o co chodzi. Nie narzekam, nie narzekam- przynajmniej liznęłam(ten czasownik zaczyna mi się już ewidentnie źle kojarzyć) trochę kultury i sztuki. A ten antykwariat... Raj, po prostu wielki książkowy raj. Zapach starego papieru i ta muzyka- mogłabym tam zamieszkać.  Jednak chyba najlepsza ze wszystkiego była powrotna podróż pociągiem pospiesznym. Cały przedział dla nas. I pan konduktor, który na zdanie Kostiego, że miłość jest wtedy gdy jesteś gotów oddać za druga osobę życie, stwierdził „Czasem nie warto”.   

 Miło, milutko, miluteńko.

 A przez dzisiejszy i jutrzejszy dzień czekają mnie jedynie obowiązki przykładnie uczącej się maturzystki i dobrej córki. (Ratunkuuu !)

 Ale kochani- więcej takich wyjazdów !!!



 

 

2 komentarze:

  1. Jestem na TAK!

    'Czasem nie warto', moje motto na najbliższy tydzień.
    Dziękuję Wam za powrót pociągiem. Bardzo dziękuję...

    OdpowiedzUsuń