Życie jest totalnie popieprzone. Wiem, odkrywcze i głęboko filozoficzne, ale tak jest- nie da się zaprzeczyć. A przynajmniej ja aktualnie jakoś cholera nie umiem.
Ale wracając do życia, już dawno nauczyło mnie, że nieczęsto dostaję to, czego chcę, tak naprawdę bardzo rzadko. Nie żebym się żaliła, nie o to tu chodzi. Coś się kończy, coś się psuje i tak naprawdę niewiele ode mnie samej zależy.
I teraz kiedy stoję w obliczu sytuacji, która ewidentnie przebiegła, nie po mojej myśli, tak ładnie to ujmę, uświadomiłam sobie, że w zasadzie są w tym wszystkim pozytywy. I choć mam ochotę krzyczeć, że nie, że ja tak nie chcę, że pierdolę te całe pozytywy to wiem, iż to kompletnie nie miałoby sensu. Naprawdę mogę cieszyć się z tego co mam. Bo przecież mogłabym nie mieć nic, prawda ? To byłoby chyba najgorsze.
Zmiany są naturalne i nie da się ich uniknąć. Przyzwyczajanie się jest trudne, owszem, ale im szybciej następuje tym lepiej.
Poza tym każda zmiana, nawet z pozoru na gorsze, niesie z sobą choćby miligram dobrego.
Ach, i najważniejsze. Nigdy wcześniej tego nie czułam, może dlatego, że jestem jedynaczką i przez to egoistką. A może po prostu byłam gówniarą ? Nie wiem, ważne, że teraz to zrozumiałam i dzięki temu jest mi znacznie łatwiej. O co mi chodzi ?
O to, że szczęście bliskich jest ważniejsze niż moje.
Zmiany, zmiany, zmiany... Czasem mam ich dość.
OdpowiedzUsuńAle gdyby nie jedna z nich, nie czytałabym tego teraz, a 'Firlette' nie kojarzyłoby mi się z najmilsza okularnicą jaką znam;)
Wszystko ma swoje plusy.
Czy ważniejsze- jak dla kogo. Ale na pewno jest o wiele bardziej satysfakcjonujące.
OdpowiedzUsuń